niedziela, 7 stycznia 2018

Zabytek kontra urzędnik

post z 28 maja 2013 

Słowo „zabytek’ w naszym słownictwie po raz pierwszy występuje w XIX wieku. „Ochrona zabytków” – trochę później. Można powiedzieć – szkoda, bo wtedy prawdopodobnie mielibyśmy o wiele więcej starych budowli takich jak np. zamki. Bo właśnie one pozostawiane przez swoich właścicieli, popadające w ruinę najczęściej służyły za źródło materiału budowlanego dla innych obiektów. Nikt nie zastanawiał się na tym aby zachować te stare budowle dla potomnych. Liczyła się chwila obecna. A szkoda. Może takie przyszłościowe myślenie przetrwało by w narodzie do dzisiaj tak jak nasza „ułańska fantazja” czy „szlachecka samowola”. Nie mieliśmy szczęścia do osób odpowiedzialnych za nasze stare budowle a najgorsze jest to, że taki stan rzeczy przetrwał do dzisiaj. Podczas rozbiorów Polski zaborca chcąc pozbyć się ewentualnych miejsc oporu niszczył warownie czy miejskie mury obronne i to wydaje się logiczne patrząc z jego punktu widzenia. Natomiast to, że my sami pozwalaliśmy na takie działania jest dla mnie niezrozumiałe i dziwne. Walczyliśmy latami o niepodległość niszcząc zarazem relikty naszej przeszłości. Ale najdziwniejsze a może należałoby napisać najgorsze to to, że o pozostawienie starej zabytkowej budowli walczą zwykli obywatele z tymi, którzy niejako z urzędu powinni o nie dbać i je chronić. Osoby te są bardzo odporne na wszelkie argumenty przemawiające za ochroną takiej budowli.

Czy wiecie może, że najbardziej chyba znana brama w Polsce – Brama Floriańska w Krakowie mogła zostać wyburzona wraz z pozostałą resztą murów podczas porządkowania miasta w 1816 roku?  Przytaczam tu fragment z mojej strony o Krakowie mówiący właśnie o tym fakcie.

-Rząd Rzeczypospolitej Krakowskiej zajął się uporządkowaniem gruzów po zburzonych murach fortyfikacyjnych. Wypadało więc wyrównać doły, zasypać fosy i rowy. Duch porządku i czystości zapanował w Senacie rządzącym wolnego m. Krakowa i mania burzenia wszystkiego co stare opanowała to ciało. Padł pod uderzeniem kilofów starożytny ratusz na Rynku, ofiarą porządku miały paść także i te trzy baszty, które jeszcze ocalały. Uratował je senator Feliks Radwański. Nie mogąc trafić innym argumentem do przekonania panów senatorów uciekł się do środka, którym wstrzymał zamierzone zburzenie tych baszt. Oto oświadczył, że brama Floriańska ze względów higienicznych nie może być zniesioną, gdyż zasłania ona miasto od wielkich przeciągów, wiatrów, kurzawy i zadymek. Ten argument przekonał pp. senatorów i baszty zostawili. Urosło stąd przysłowie że Radwański wiatrem zatrzymał walącą się już bramę Floriańską. –

Cała treść tego memorandum jest na stronie o Krakowie (
http://www.starykrakow.com.pl
– dział „Ciekawostki”).


   Od tej chwili minęło prawie 200 lat a nasi „kochani” włodarze nie wiele się zmienili. Zwykli ludzie wysyłają do nich pisma z prośbami, apelami czy wbrew żądaniami o jak najszybszą interwencję w sprawie niszczejącego zabytku a w zamian otrzymują lakoniczną odpowiedź, prawie identyczną, niezależnie od urzędu czy miejscowości gdzie była ona adresowana. O ich treści pisałem w poście z 27 grudnia pt. „Podsumowanie” (dział „Różne akcje”). I to teraz piszący do nich ludzie powołują się na ustawy, paragrafy i artykuły, w myśl których powinni oni działać. Bo chyba nie ma innej drogi dotarcia do urzędnika jak pokazanie mu konkretnego przepisu, pod który jego praca podlega. Wcześniej to ich pisma naszpikowane były różnymi paragrafami i ustawami, które zajmowały niemal całą stronę a sama odpowiedź to tylko jedno zdanie. Teraz pomału to się zmienia, oby na lepsze ale nie dla korespondencji a dla sprawy.
    Równocześnie chcę zaznaczyć, że nie wszyscy urzędnicy są niesolidni czy aroganccy ale ta mniejszość niestety wyrabia opinie o reszcie, która właśnie tak jest postrzegana. Prawie każdy z nas miał do czynienia z nieuprzejmym pracownikiem jakiegoś urzędu a złe doświadczenie pozostaje na długo w pamięci. O dobrym szybko zapominamy.


Zdaję sobie sprawę z tego, że takie narzekanie na urzędników staje się już nudne i bezprzedmiotowe gdyż i tak nie wpłynie na ich prace ale jak to mówią „nóż się w kieszeni otwiera” gdy prawie codziennie przeczytać można o zniszczonym, zburzonym, zawalonym czy rozebranym zabytku a odpowiedzialna za to osoba nie ma sobie nic do zarzucenia. Nie są wyciągane wobec niej żadne konsekwencje ani w pracy ani prawne. Można odnieść wrażenie, że ci ludzie są bezkarni a zniszczone dobra niczyje. Ciekawym czy tak samo podeszliby do sprawy gdyby to ich dom ulegał zniszczeniu? Czy czekaliby aż się rozleci i wybudowali nowy, czy raczej przystąpili do remontu? Ale to jest MOJE. NASZE mnie nie interesuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz