wtorek, 19 grudnia 2017

Ratujmy swoje, dewastujmy inne.

post z 7 stycznia 2011

W artykule „Zaginione portale” (patrz – linki) opisuję tajemnicze zniknięcie portalu z zamku w Płoninie i pojawienie się go na remontowanym zamku w Starych Tarnowicach. Już wtedy, w korespondencji ze znajomym, który zwrócił mi uwagę na ten fakt napisałem, że prawdopodobnie na tymże remontowanym zamku jest pewnie więcej różnych ozdób, rzeźb czy elementów architektonicznych pochodzących z innych budowli. I można powiedzieć, że jestem jasnowidzem. Oto do czego doszedł mój dociekliwy znajomy. Załączone zdjęcia pochodzą z jego strony i są dodane za jego zgodą.
1 – Altana. Stała w narożniku tarasu, niezbyt ładna ale znikła. I oto identyczna pojawia się w Starych Tarnowicach. Zbieg okoliczności?
2 – Kamienna balustrada. Na starych zdjęciach jeszcze widoczne jej fragmenty, obecnie nie ma po niej śladu.
3 – Tralki podtrzymujące balustradę. Również gdzieś się zapodziały.
Elementy takie ładnie złożone znajdują się obecnie na remontowanym zamku. Prawdopodobnie są to te same części, które zaginęły z Płoniny. Bo po co wykonywać kopie czegoś co można mieć za darmo lub za nie wielkie pieniądze. Właściciel zamku Niesytno w Płoninie twierdzi, że portal dał do konserwacji. Lecz twierdzi także, że nie ma zamiaru nic robić w sprawie zabezpieczenia zamku z braku funduszy. Może więc odsprzedał niepotrzebne jego zadaniem elementy. I tak właśnie u nas wygląda ochrona zabytków. Pewnie też żadnych konsekwencji tego czynu właściciel nie poniesie. Uzasadnienie – „mała szkodliwość społeczna czynu” (pisałem o tym w jednym z wcześniejszych postów).
Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie portalu lecz nie chce mi się wierzyć aby miał on być zwrócony do Płoniny. Podobnie sprawa ma się z innymi opisanymi wyżej przedmiotami. A z jakich jeszcze innych zabytków poznikały inne rzeczy? Wie o tym pewnie właściciel zamku w Starych Tarnowicach tym bardziej, że jest on konserwatorem zabytków.
Ciekawe jest stanowisko Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Katowicach, który dopiero po pewnym czasie i po zainteresowaniu sprawą prokuratury stwierdza, że tylko portal pochodzi z Płoniny. Trudno temu zaprzeczyć porównując zdjęcia. A kiedy dojdzie do wniosku, że opisane wyżej przedmioty i altana także pochodzą z tego zamku? Pewnie nie prędko. Można założyć, że osoby te się znają a stare przysłowie mówi „kruk krukowi oka nie wykole”.
Więcej o tej sprawie jak i innych ciekawych rzeczach dotyczących zamku w Płoninie oraz śląskich zabytkach można wyczytać na stronie o zamku w Płoninie (w linkach) i klikając na ten link.




 Altana w Płoninie.
 Altana w Starych Tarnowicach.
 Balustrada w Płoninie
 Czekające na montaż elementy balustrady w Starych Tarnowicach.
 Baza w Płoninie
 Baza w Starych Tarnowicach.

Moje pytanie

post z 5 stycznia 2011

Czytając historię zabytkowych zamków, dworów czy pałaców czasem nasuwa mi się takie pytanie – czy stawiający daną budowlę zastanawiał się czasem nad jej dalszym losem? Co stanie się z np. pałacem za lat sto czy dwieście? Pewnie nie, bo może by doszedł do wniosku, że nie warto stawiać tak dużego czy ozdobnego założenia lecz mniejsze, skromniejsze , pochłaniające mniej pieniędzy i tańsze w późniejszym utrzymaniu. Z drugiej strony jednak, można zauważyć, że toczył się między bogatymi rodami jakby wyścig kto postawi pałac większy, piękniejszy czy bogatszy. Ten trend dobrze widoczny jest na Śląsku zarówno Górnym jak i Dolnym. Mieszkające tam bogate i wielkie rody Kittlitzów, Seydlitzów, Promnitzów, Schaffgotschów czy Donnersmarcków stawiają piękne i bogate pałace. Na starych zdjęciach możemy podziwiać ich wielkość, architekturę, bogate zdobnictwo zarówno wewnątrz jak i z zewnątrz. Ich przepych budził zazdrość w „biedniejszych” rodach i stawał się zarazem wzorem do naśladowania przy stawianiu dużo mniejszych i „uboższych” budowli.
  Niestety część z tych pięknych budowli już nie istnieje jak np. pałac Donnersmarcków w Świerklańcu (zbud. w 1876 roku a wysadzony w powietrze w 1962 roku) czy jest w stanie postępującej ruiny jak np. pałac Schaffgotschów w Kopicach. Inne, mające więcej szczęścia, przetrwały w całości jak np. pałac Promnitzów w Pszczynie. Lecz wiele jest jeszcze budowli będących na pograniczu ruiny i czekających na nowych, uczciwych i chcących je odremontować właścicieli. A są i takie, do których los się uśmiechnął i właśnie wracają do swojej dawnej świetności (np. pałac Donnersmarcków w Nakle Śląskim, pałac w Krowiarkach).
  Smutny i niezbyt ciekawy jest los pięknego niegdyś pałacu w Kopicach. Mający przez przeszło dwadzieścia lat dwóch właścicieli nie może doczekać się remontu a żadne władze nic nie mogą w tej kwestii zrobić. Jest demokracja a własność prywatna nie do ruszenia. Przynajmniej tam gdzie się tego nie chce zrobić. W innych przypadkach, nie dotyczących zabytków, takich problemów nie ma.
  Gdyby ktoś chciał szczegółowo dowiedzieć się o perypetiach pałacu w Kopicach przez ostatnie cztery lata, zapraszam na tę stronę.
  Tak więc stawiając swoje piękne pałace czy zamki ich właściciele nawet nie przypuszczali ile kłopotu sprawią tymi budowlami, niektórym urzędnikom w końcu XX i z początkiem XXI wieku. Gdyby po drugiej wojnie światowej budowle te pozostały w rękach ich dawnych właścicieli dzisiaj oglądalibyśmy dalej piękne i nie zniszczone rezydencje. Ale niestety panujący wtedy ustrój nie przewidywał takiej możliwości. Oficjalnie wszyscy mieli mieć po równo a w praktyce – władza wszystko reszta g….. I tak się zastanawiam czy aby nie pozostało to nam do dzisiaj?





 Pałac w Kopicach.
 Pałac w Krowiarkach

 Pierwsze zapisy o istniejącej tu drewnianej siedzibie von Beessów pochodzą z połowy XVII wieku. Murowaną budowlę postawili tu dopiero kolejni właściciele, Strachwitzowie, a neorenesansowy i neobarokowy charakter nadali jej ich następcy – Gaszynowie. W 1856 roku Wanda Gaszyn, dziedziczka Krowiarek (która podobno nadal tu bywa, ale w charakterze białej damy), wyszła za znakomitego i bajecznie bogatego Hugona II Henckel von Donnersmarcka. Kiedy pod koniec XIX wieku północna część pałacu spłonęła, odbudowano ją jeszcze piękniejszą, w najmodniejszym secesyjnym stylu. Donnersmarckowie byli tu panami aż do 1945 roku. 
 
 Remontowany pałac w Nakle Śląskim
 Pałac w Świerklańcu

 W 1876 roku niedaleko starego zamku Guido Henckel von Donnersmarck wybudował jako prezent dla swojej żony Blanki de Paiva – nową rezydencję w stylu Ludwika XIII zwaną popularnie „Małym Wersalem”. Pałac zaprojektował Hector Lefuel (nadworny budowniczy Napoleona III). Zamek i pałac zostały splądrowane i podpalone w 1945 r. i ostatecznie zniszczone w czasach PRL. W 1962 roku bez wiedzy ówczesnego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków wysadzono resztki ruin zamku. Z zespołu pałacowego do dzisiaj ocalały baseny, tarasy i fontanny, Pałac Kawalera oraz kościół z grobowcami rodziny. Autorem rzeźb na tarasie, które ocalały do dziś, był Emanuel Fremiet. Dwie pochodzące z parku pałacowego rzeźby lwów znajdują się w Zabrzu (zdobią wejście do parku przy ulicy 3 Maja), natomiast brama do pałacu zdobi dziś wejście do ogrodu zoologicznego w chorzowskim parku rozrywki.
źródło: Wikipedia 

Pałac w Wolanach

post z 2 stycznia 2011

  W 1735 r. Wolany nabył feldmarszałek austriacki hr. Von Wallis, który wzniósł wspaniałą rezydencję. Znajdowały się w niej 63 pokoje a także galeria i oranżeria. W 1827 r. pałac uległ niestety spaleniu. Nowym właścicielem Wolan w 1840 r. został hrabia F.A. von Falkenhausen. W 1855 r. wzniesiony został nowy pałac, wg. projektu samego cesarza Fryderyka Wilhelma IV. Była to rezydencja trzyskrzydłowa, zamykająca spory dziedziniec. W zabudowaniach gospodarczych stojących w pobliżu były duże oranżerie.
  Po drugiej wojnie światowej do 1961 roku pałac był zamieszkały a ostatnią mieszkającą w nim osobą był kierownik gospodarstwa rolnego. Oczywiście gdy w pałacu mieścił się PGR budowla została znacznie zniszczona a o jej odremontowaniu nikt wtedy nie myślał. Później w pałacu mieścił się magazyn należący do pszczelarza i ogrodnika.Gdy obiekt pozostał opuszczony zaczął powoli popadać w ruinę. Okoliczni mieszkańcy rozkradali resztki. W drugiej połowie lat 70-tych XX wieku grożącą zawaleniem budowlę wysadzono w powietrze. Gdy opadł kurz oczom ukazały się kilkukondygnacyjne piwnice a w nich stare butelki z winami i szampanami. Wszystkie nadawały się jeszcze do spożycia. Prawdopodobnie butelki długo się nie uchowały. Do lat 50 w pałacu odbywały się w sali balowej zabawy. Wnętrza pałacu imponowały przepięknymi parkietami w postaci mozaik. Ostatni żyjący w miejscowości ludzie, pamiętający jeszcze pałac gdy był w całości, wspominają, że po przyjeździe na ziemie odzyskane, zastali pałac pusty, bez wyposażenia. Nie wiadomo czy dawnym właścicielom udało się wywieźć cenne przedmioty czy też zaginęły w innych niewyjaśnionych okolicznościach. Ciekawostką jest to, że marmurowe schody znajdujące się we wnętrzu pałacu z białego marmuru, wykorzystano do remontu pałacu w Jeleniowie
  Zachowały się kamienne fragmenty bramy wjazdowej od wschodu, obecnie stojące wśród niezliczonej ilości pokrzyw przy polnej drodze. Z parku nie pozostało zbyt wiele. Drzewa pamiętające XVIII wiek, stojące w zaniedbanym terenie i trudno sobie dzisiaj wyobrazić, że kiedyś istniała tu wspaniała budowla otoczona pięknym i zadbanym parkiem.
  Obecnie na miejscu pałacu stoi blok mieszkalny. 




Widok w XVIII wieku

Początek wieku XX.

Wnętrze – jeden z pokoi.

Wnętrze pałacu.



poniedziałek, 18 grudnia 2017

Mały Malbork – Warnikajmy

post z 28 grudnia 2010

  Jest w woj. warmińsko-mazurskim miejscowośc o nazwie Warnikajmy. Dobra rycerskie rodziny von Egloffstein z początkiem XX wieku przeszły w ręce rodziny von Braun. Ich właściciel był stryjem konstruktora rakiet V2 a po wojnie projektanta amerykańskiego programu lotów kosmicznych „Apollo”. W chwili największego rozkwitu majątek w Warnikajmach był nazywany „Małym Malborkiem”.
  Po drugiej wojnie światowej w zabudowaniach mieścił się PGR a obecnie z całego wielkiego majątku pozostały zabudowania folwarczne oraz park.

 A tak o historii majątku pisze Pan Mariusz Kwiatkowski w artykule Warnikajmy/Warnikeim, cz.II „MAŁY MALBORK” z dnia 04.04.2002r. zamieszczonym w „Życiu Kętrzyna”. 

  „Najświetniejsze, te o największym rozgłosie, czasy rozpoczęły się w Warnikajmach z chwilą, kiedy to Klara von Below – spadkobierczyni majątku, powiedziała „Tak” Juliuszowi von Braun. Był to rok 1903. Dzięki owemu małżeństwu dobra rycerskie Warnikeim otrzymały gospodarza, który powoli, acz z determinacją, prowadzić zaczął je ku świetności.
 Plan Juliusza von Braun obejmował m.in. rozbudowę majątku. Pierwej wzniósł on cegielnię, w której wyrabiane cegły posłużyć miały do wznoszenia nowych budowli. Jeszcze przed 1914 rokiem stanęła w Warnikajmach część z zaprojektowanych z rozmachem zabudowań, w przyszłości mających wzbudzać zachwyt oglądających.
  W sierpniu 1914 r. wybuchła I wojna światowa. Walki 1914-1915 spowodowały w powiecie gierdawskim, na czele którego stał von Braun, znaczne zniszczenia. Jednakże umiejętne poczynania i upór starosty dokonały tego, iż jeszcze przed zakończeniem wojny dużą część zniszczeń odbudowano.
  Jeszcze w 1923 roku trwała przeprowadzka do udoskonalanej od 1903 roku rycerskiej posiadłości ziemskiej Warnikeim. Wprowadzono się do budynku mieszkalnego, który wraz z kompleksem zabudowań folwarcznych tworzył zamkniętą, okoloną murem całość, do złudzenia przypominającą średniowieczne obronne założenia zamkowe, wznoszone w Prusach przez rycerzy Zakonu Krzyżackiego.
  Ów pomysł, stworzenia tak oryginalnej w formie siedziby rodzinnej, jedynej w swoim rodzaju i nie mającej odpowiednika w całych Prusach Wschodnich, narodził się z pasji i uwielbienia Juliusza von Braun dokonań, historii i architektury rycerzy krzyżackich w ziemi pruskiej. Marzeniem jego było pobudowanie domu rodzinnego na wzór domu rycerzy i zakonników.
  Projekt wyśnionego domu opracował on wespół z Paulem Englerem. Wspólnie przeglądali oni stare, dostępne im plany warowni krzyżackich, podróżowali oglądając dokładnie zamki zakonne Prus Wschodnich. W ten sposób zrodził się projekt warnikajmskiej „warowni”. Otoczona murem, prócz budynku mieszkalnego, niczym zamek krzyżacki wznoszącego się nad całością, posiadała godne podziwu „podzamcze”, składające się z domu nadzorców, spichrza, powozowni, kuźni, stajen, obór, kurnika, mleczarni itp. Wpleciona w ciąg muru obronnego okrągła baszta kamienna przeznaczona została na lodownię, w której wśród nagromadzonego zimą lodu, przechowywano zapasy żywności. Leżąca tuż obok niej mniejsza, kwadratowa wieżyczka ukrywała pompę motorową, tłoczącą wodę dla całego założenia. Do kompleksu wjeżdżało się dużą bramą i drogą przy stawie podążało na przeddworski dziedziniec. Zaiste imponujące to było gospodarstwo. Nie na darmo żyjący w owym czasie Niemcy zwali gród warnikajmski małym Malborkiem. Bo czyż nie było w nim ducha Zakonu Krzyżackiego?
  Zapewne dobrze żyło się w „zamczysku” warnikajmskim rodzinie von Braun. Jednakże mimo szczęścia, ceglane mury wyśnionej warowni nie uchroniły swoich mieszkańców przed zapędami prozaicznego i okrutnego życia. Cały świat lat dwudziestych ubiegłego wieku, niczym starzec dożywający swych setnych lat, uginała się pod ciężarem potężnego kryzysu ekonomicznego, spadającego na ludzi, impetem swoim bardzo często doprowadzając ich do bezpowrotnej ruiny. Kryzys ów, być może też inne niekorzystne czynniki powiodły ku upadkowi również i wytwór marzeń Juliusza von Braun. Nie minęło nawet dziesięć lat, kiedy rodzina von Braun zmuszona została na zawsze oddać i opuścić Warnikajmy. Majątek poddano przymusowej licytacji. Zrazu zarządzał nim Wschodniopruski Związek Ziemski (Ostpreussiche Landschaft), później nowym właścicielem stał się Heinz Rusch. Mimo wszystko więc życie nie wygasło w Warnikajmach.
Puste i chyba obdarte już z marzeń były dni Juliusza von Braun. Zmarł on nagle we wrześniu 1931 roku, jadąc pociągiem z Gierdawy do Węgorzewa…
Żona jego, Klara von Braun, zamieszkała w Kętrzynie. Trzy lata później nowi właściciele zdecydowali się rozebrać główną budowlę warnikajmskiego założenia – budynek mieszkalny, nikt bowiem nie chciał łożyć pieniędzy na jego utrzymanie. Nie pomogły nawet prośby i interwencje dawnej właścicielki i społeczeństwa rastenburskiego – „zamek krzyżacki” na zawsze zniknął z krajobrazu Warnikajm. Ostały się jeno towarzyszące mu zabudowania gospodarcze, niezbędne do prowadzenia gospodarki rolnej. I choć niepełne, toć przecież równie godne podziwu”.



 Juliusz von Braun

 Zabudowania gospodarcze

 Budynek główny.

 Warnikajmska „warownia.

 Hol w budynku głównym.

 Tzw. „pokój panów” w budynku głównym.




Pałac w Prosnej.

post z 11 grudnia 2010

W 1667 roku, na zlecenie ówczesnego właściciela majątku Jerzego Fryderyka- starosty ryńskiego, architekt Józef Naronowicz- Naroński wznosi nowe barokowe założenie pałacowe. Był to pałac o wyraźnie rysującym się korpusie głównym budynku, który był zdobiony trzema naczółkami i spadzistym dachem. Ponadto w zakolu rzeki Guber umiejscowiony był park krajobrazowy, a w południowo-wschodniej części założenia liczne budynki gospodarcze.
  Dla potrzeb majątku von Eulenburgów do założeń pałacowych i otoczenia gospodarczego na przestrzeni lat wznoszono liczne budynki jak wybudowana w 1737 roku stajnia o konstrukcji szachulcowej wraz ze spichlerzem czy pochodząca z 1886 kuźnia. Szacuje się, iż w 1913 majątek rodu miał powierzchnię 3036 ha ziemi i obejmował m.in.: kilka wsi, liczne folwarki, mleczarnie, cegielnie czy młyny.
  Sam płac w niezmienionej formie przetrwał jako główna siedziba rodu aż do II połowy XIX wieku. Wtedy to, w latach 1860- 1875, na zlecenie Ryszarda Botho von Eulenburga (1838–1909), dokonano przebudowy, w modnym ówcześnie, stylu neogotyckim. Efektem była budowla bardziej przypominająca zamek niż rodową rezydencję szlachty. Wzniesiona z czerwonej cegły klinkierowej budowla posiadała liczne wieże i sterczyny, a w środku panował przepych.
  Na początku XX wieku właścicielem majątku był syn Ryszarda, lokalny działacz Fryderyk (1874– 1937), który zginął w wypadku samochodowym. Po nim pałac przejął jego syn Mortimer (1905 – 1994). Był on ostatnim właścicielem Prosny, który pod koniec wojny dostał się do niewoli radzieckiej, skąd w 1946 wrócił do Niemiec. Podczas ofensywy Armii Czerwonej na Prusy Wschodnie w styczniu 1945, majątek zajęli Rosjanie. Stacjonowali tu do 1946 roku, cały ruchomy majątek został rozkradziony a wnętrza i pałac zdewastowane. Pozostały jedynie szafy biblioteczne i kilka zniszczonych mebli. Ocenia się, iż w 1948 pałac był zniszczony w 50%.
  W okresie powojennym, kompleks zarządzany przez PGR pozbawiony był podstawowej konserwacji technicznej i popadł w ruinę. Obecnie przy pozostałościach pałacu wciąż znajduje się pochodząca z 1737 stajnia ze spichlerzem wzniesiona w technice tzw. muru pruskiego oraz schodkowa kuźnia. Aktualnie, zarówno pałac, z którego zachowały się tylko elewacje, jak i park krajobrazowy czy budynki gospodarcze znajdują się w bardzo złym stanie.
  Pałac, park oraz zabudowania gospodarcze z Prosna jako zabytki o szczególnych walorach, są wpisane do rejestru zabytków nieruchomych Krajowego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków kilkuczęściowo: ruina pałacu w spisie figuruje na mocy dwóch decyzji: decyzji z 13 września 1949 oraz pod nr 799 z 9 września 1968, park pod nr 3516 z 5 marca 1981, kuźnia z 1886 roku pod nr 2497 z 15 lutego 2001, a płatkarnia z 1907 pod nr 2498 również z 15 lutego 2001.
Jak jednak widać pomimo kilku wpisów do rejestru zabytków ich ochrona przedstawia wiele do życzenia tym bardziej, że jeszcze 15 lat temu budynek był w całkiem dobrym stanie.



Widok pałacu w 1909 roku.

 Pałac w 1935 roku.

 Wnętrze pałacu – ozdoby przy schodach. Zdjęcie z 1937 roku.

 I obecny wygląd pałacu.




Pałac w Zębowicach

post z 4 grudnia 2010

 Budowlę wzniósł hrabia Wiktor von Hessen – Rothenburg. W roku 1921 budynek został spalony przez powstańców, co spowodowało przebudowę i zmniejszenie o część północną. Po zakończeniu II wojny światowej obiekt został rozparcelowany. Zarząd nad obiektem przejęło wojsko, które użyczyło pomieszczeń spółdzielni produkcyjnej, szkole i przedszkolu. W 1960 roku władze gminy przekazały obiekt Zakładowi Przemysłu Dziewiarskiego z Białej Pródnickiej, który w latach 70. organizował tu kolonie dla dzieci. Obiekt stał przez 11 lat nieużytkowany do czasu zakupu przez Bogdana Szpryngla – przez pewien czas posiadacza pałacu w Niemodlinie. Od 1996 roku obiekt należy do Danuty Niburskiej i zapomniany przez właścicieli popada w ruinę. (źródło: Wikipedia).
A oto wypowiedź konserwatora zabytków w Opolu.

Dlaczego służby ochrony zabytków nie wydały do tej pory Halinie Niburskiej nakazu zabezpieczenia pałacu i nie pomogły w uratowaniu go przed ruiną?
Odpowiada Maciej Mazurek, Wojewódzki Konserwator Zabytków w Opolu:
- Nie czuję się odpowiedzialny ani za przeprowadzenie reformy rolnej, likwidację pegeerów, ani za mentalność społeczeństwa, które rozgrabiło zabytki. A to podstawowe przyczyny takiego stanu rzeczy. Nie zgadzam się też z zarzutem, że nie przeprowadziliśmy tam żadnej kontroli. Przeprowadziliśmy ją jeszcze na początku tego roku, tylko że nie powiadomiliśmy o tym wójta, bo nie mieliśmy takiego obowiązku. Przykład Zębowic ilustruje doskonale, z jakimi problemami zmuszone są borykać się służby ochrony zabytków, by zapewnić im opiekę. Rzecz jest paradoksalna. Zgodnie z ustawą o ochronie zabytków, opieka nad nimi należy do ich właścicieli. Ale jednocześnie, gdy sprzedawano te obiekty prywatnym właścicielom, akty notarialne wykluczały nakładanie jakichkolwiek kar za brak dbałości o obiekt. Stąd, jeżeli nawet właściciel o niego nie dba, Skarb Państwa może przejąć zabytek jedynie w drodze kupna po cenie rynkowej. A na to przecież go nie stać.
- Rozumiem więc, że nie podejmie pan żadnej próby ocalenia przynajmniej tego, co jeszcze z pałacu w Zębowicach pozostało?
- Przeciwnie. Poczuwam się do tego, by wreszcie coś zmienić. 17 listopada ubiegłego roku ukazała się nowa ustawa, która reguluje już sposób postępowania służb konserwatorskich w stosunku do niewywiązujących się ze swoich zobowiązań właścicieli zabytków. Teraz walka o wyegzekwowanie od nich tychże zobowiązań względnie o przekazanie zaniedbanych obiektów nowym właścicielom stanie się jednym z priorytetów mojej działalności. Stworzyłem już komórkę prawną, która zbada po kolei wszystkie takie sprawy i skieruje je albo na drogę postępowania sądowego, albo też egzekucyjnego w administracji.
- Kiedy takiej pomocy spodziewać się może gmina Zębowice?
- Jeszcze w tym miesiącu skontaktuję się z wójtem i przedstawię mu plan działania.
Rozmowę przeprowadziła p. Małgorzata Krysińska.

Prawda, że brzmi ładnie i obiecująco? I można by czekać z nadzieją na poprawę losu pałacu gdyby nie jeden mały szczegół. Rozmowa to odbyła się …..w 2004 roku. Do dzisiaj w pałacu nic się nie zmieniło – no może trochę bardziej popadł w ruinę ale tego faktu władze chyba nie dostrzegają.








 Zdjęcia Daymond44

czwartek, 14 grudnia 2017

Pałac w Goszczu

post z 30 listopada 2010

 Pałac, godny uwagi dwór hr. von Dohna, wzmiankowany w 1689 r. przebudowany na dwuskrzydłowy, dwukondygnacjowy pałac z ogrodem i „salla terena” za czasów Henryka Leopolda von Reichenabacha za sumę 200 tyś. talarów w l. 1730-1740 przez budowniczych włoskich. W 1749 zakończenie budowy oranżerii oraz zniszczenie pałacu przez pożar. Budowa nowego w l. 1749-1755 wg. projektu arch. Karola Marcina Frantza. W l. 1886-1888 przebudowa holu, wnętrze oficyn, lukarn na dachach oraz pn.wsch. skrzydła łącznikowego przez arch. Karola Schmidta z Wrocławia. W l. 1934-1935 renowacja stiuków w sali balowej i galerii przez rzeźbiarza Klunkę z Wrocławia oraz elektryfikacja, wykonanie instalacji wodno-kanalizacyjnych i c. o. Splądrowany w 1945, spalony w partii korpusu w 1948. Po roku 1957 rozbiórka oranżerii i skrzydła ogrodowego. Obecnie oficyny użytkowane, korpus w ruinie. (fragment tekstu ze strony: www.goszcz.pl)
Pałac gdyby go odbudować byłby Wilanowem Dolnego Śląska. Główny korpus, zniszczony w 1948 roku pozostaje zarośnięty drzewami, krzakami, trawą i nikt w gminie, która jest jego właścicielem nie ma zamiaru cokolwiek zmieniać bo i po co. Rozsypie sie i po kłopocie. Bezradnie rozłożone ręce i stwierdzenie „co mogliśmy zrobić, przyroda była silniejsza” jak zwykle uspokoją sumienia władz lokalnych. A że stan taki trwa już 62 lata to nie jest ważne. Wtedy był inny ustrój, inne władze, które przecież coś mogły zrobić. I tak mija rok za rokiem, władza za władzą a budowla niszczeje.  




 Tak wygląda ochrona zabytków. Ogrodzenie budowli płotem i po kłopocie.

 Czyż nie są piękne te ozdoby?

 Tak pałac wyglądał przed wojną.




środa, 13 grudnia 2017

Co pozostawimy następnym pokoleniom?

post z 17 listopada 2010

  Nie wiem dlaczego odnoszę wrażenie, że w naszym kraju temat zabytków i ich ochrona znajduje się na bardzo odległej, jeśli nie powiedzieć ostatniej pozycji. Zbliżają się wybory samorządowe (artykuł piszę trzy dni przed wyborami) i jakoś bardzo mało kandydaci na radnych wypowiadają się w tej kwestii. Chyba tylko „samobójca” zrobiłby z tego tematu swoje motto i chciał działać w tej dziedzinie. A przecież to co nazywamy zabytkami to pozostałość po naszych przodkach, ich kulturze i życiu. To oni stawiali grodziska i grody przekształcone następnie w zamki, pałace czy dwory. To oni ozdabiali swoje siedziby rzeźbami, malowidłami, freskami, gromadzili różne przedmioty jak książki, obrazy, broń itp. To oni wreszcie przekazywali także swoje kolekcje do muzeów czy innych instytucji państwowych aby służyły dalszym pokoleniom. Zastanawiam się co my przekażemy naszym dzieciom czy wnukom. Rozpadające się mury licznych zamków czy pałaców – jeśli w ogóle przetrwają te kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Grabimy z nich co się da: kamienne portale drzwiowe i okienne, rzeźby, ozdobne kartusze, drewno na opał i cegły. Natomiast to co pozostaje z budowli służy za wysypisko śmieci dla okolicznej ludności, która oczywiście jest bardzo poruszona takim faktem i nie wie kto to robi. I tak jest prawie wszędzie gdzie tylko stara budowla stoi sobie samotnie, opuszczona. Nie ma znaczenia czy ma ona właściciela prywatnego czy należy do gminy. Jeżeli nikt się tam nie pojawia można brać co się chce. Przecież i tak nikt nie zgłosi tego faktu na policję czy do prokuratury. A jeżeli znajdzie się taki odważny to śledztwo po pewnym czasie zostanie umorzone a uzasadnieniem będzie „mała szkodliwość społeczna czynu”. Cóż więc można więcej zrobić jeżeli same władze przyzwalają niejako na tego typu działalność. Każdy właściciel zrujnowanego i niszczejącego zabytku śmieje się w nos i mówi „Idź Pan na policję czy do sądu”. Ja zamku czy pałacu nie sprzedam ani nie mam zamiaru go remontować, brak funduszy – oto najczęstsza odpowiedź lub podawana cena jest taka, że raczej do kupna nie zachęca.
Czy jest więc jakieś wyjście z tej sytuacji?
Wydaje mi się, że tak. Wystarczy tylko twardo trzymać się obowiązujących przepisów gdzie władze mogą:
- odebrać niszczejącą budowlę,
- wyremontować na koszt jej właściciela,
- odkupić po aktualnej cenie
Może dobrym sposobem byłoby pociągnięcie do odpowiedzialności finansowej ich właścicieli, dzięki którym budowle są w takim stanie. A ponieważ wszystko opiera się na pieniądzach więc chyba motyw finansowy najlepiej dotrze do rozumu.
Lecz w moim pomyśle jest jeden „malutki” mankament. Skąd wziąć pieniądze na remont odzyskanych zabytków? Ale to już temat na następny artykuł. A może osoby czytające powyższy tekst mają jakieś pomysły?


Zamek w Gościszowie

post z 13 listopada 2010

  Są w miejscowości Gościszów ruiny zamku, który w przeszłości należał do dwóch rodów – Warnsdorffów i Bibranów. Pomimo następujących w różnych wiekach przebudów i remontów zamek dotrwał w całości do 1945 roku kiedy to przez pomyłkę został zbombardowany a następnie rozgrabiony przez wojska sowieckie. W tym czasie jego stan nadawał się jednak jeszcze do remontu. Natomiast to co spotkało budowlę w ostatnich dziesięciu latach „woła o pomstę do nieba”. Skradzione zostały rzeźby, skuto i gdzieś wywieziono portale drzwiowe, mury ulegają ciągłej dewastacji a teren służy do spotkań miejscowych „smakoszy” napojów alkoholowych a także jako wysypisko śmieci. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że należące do zamku tereny otoczone są przez prywatne działki. Prawie każdy turysta chcący zobaczyć dawny zamek jest niezbyt mile przyjmowany przez właścicieli terenu. „Jeżeli idziesz coś ukraść to się spóźniłeś, jeżeli zwiedzać to nie ma na co patrzeć” – to ich słowa na przywitanie. Jak w takim razie można było skuć i wywieź portale jeżeli zamek ma takich „strażników”? Chyba, że było to UFO.
O historii zamku i dniu dzisiejszym można przeczytać na stronie: http://gosciszow.esbo.pl


Zamek przed drugą wojną. Widoczne rzeźby „zniknęły” w ostatnim czasie.

Zamek po drugiej wojnie.

Tak wygląda zamek obecnie.
 


Zamkowe wnętrza

post z 6 listopada 2010

   Zamki zbudowane w XVI wieku można podzielić na dwa rodzaje. Budowle typowo obronne, których głównym zadaniem była obrona a wygoda celem drugorzędnym (były nawet takie zamki jak Dobromil Herburtów gdzie w czasie pokoju mieszkała w nim tylko załoga a właściciel miał inną rezydencję) oraz budowle, które były i obronne a także reprezentacyjne posiadające wiele pomieszczeń. Architektura zamków obronnych była prosta, nie posiadały żadnych ozdób wewnętrznych i zewnętrznych a materiał do nich wykorzystywany to głównie kamień i cegła. Natomiast druga grupa zamków to budowle projektowane głównie przez architektów włoskich gdzie jedną z cech są wielkie dziedzińce otoczone arkadami, krużgankami z bogatymi ozdobami czy rzeźbami. Podobnie wyglądały wnętrza zamku. Bogate zdobnictwo oraz bogactwo użytego materiału (marmur, złoto, drewno hebanu, cyprysu, mahoniu a także złotogłowy, jedwabie i inne tkaniny) podkreślały bogactwo właściciela. Prawie w każdym pomieszczeniu znajdował się kominek z marmuru lub alabastru, ściany obijano najdroższymi materiałami, podłogi z dębowych, misternie łączonych desek a uboższe podłogi przykrywano kobiercami. Równie bogaty był sprzęt mieszkalny. Niekiedy meble sprowadzano z zagranicy. Lecz pomimo pokazywania swojego bogactwa pomieszczenia miały dużo wolnej przestrzeni. Znajdowało się w nich tylko tyle sprzętu ile było potrzeba.
Najważniejszym pomieszczeniem a zarazem największym była sala jadalna zwana stołową. W niej też znajdował się przeważnie wielkich rozmiarów kredens a w nim wiele półek i przegródek, w których stały srebrne zastawy, naczynia itp. Także i inne pomieszczenia w takim zamku były bogato zdobione i wyposażone. I co ciekawe o ile zamki projektowali Włosi to będące w nich wystroje pochodziły głównie z Niemiec. Znajdujące się w nich freski czy obrazy wychodziły spod pędzla malarzy niemieckich lub flamandzkich.
W każdym większym zamku znajdowała się kaplica równie bogato zdobiona i wyposażona jak i pomieszczenia zamkowe.
Do dzisiaj niestety nie pozostało wiele zamków gdzie moglibyśmy oglądać ich pierwotne malowidła czy wystroje a i wyposażenia wnętrz w większości także nie pochodzą z danego zamku czy okresu. Wojny w dużej mierze przyczyniły się do zniszczeń budynków a będące w nich przedmioty padły łupem najeźdźców czy okupantów. Lata powojenne także nie przyniosły wielkiej poprawy i dopiero od kilku
lat pomału coś zaczyna się ruszać w kwestii odnowy zabytków. Lecz trwa to bardzo wolno i może się okazać, że dla wielu zabytków takie tempo będzie „zabójcze”.

Lochy

post z 26 października 2010

 Prawie każdy wie jak wygląda zamek. Ma więc baszty, wieże, mury obronne, most zwodzony, fosę, budynki mieszkalne no a przede wszystkim lochy. Bo co by to była za budowla gdyby ich nie miała. Lecz określenie to ma dla różnych ludzi różne znaczenie Dla jednych są to tajemnicze, ciągnące się kilometrami tunele a dla innych zamkowe piwnice. W średniowieczu, w budowanych wieżach obronnych zazwyczaj najniższa kondygnacja służyła za więzienie. Wpuszczano tam na linie delikwenta, zamykano właz i skazaniec miał szczęście jak ktoś o nim pamiętał. Był więc wrzucany do lochu. Na pewno więc nie było tam żadnych tuneli czy korytarzy. Natomiast pod budynkiem zamkowym mieściły się tzw. sklepy (sklepione pomieszczenia) później nazywane piwnicami. Pomieszczenia te były w różny sposób wykorzystywane. Część z nich służyła za magazyn, spiżarnie, skarbiec a nawet mieściły się tam sale tortur. Zazwyczaj z takich pomieszczeń prowadzone były korytarze na zewnątrz warowni, które służyły za drogę ucieczki mieszkańców, gdy nieprzyjaciel wdarł się do zamku. Przejścia te były zazwyczaj dobrze ukryte a ich wylot znajdował się kilkaset metrów od budowli w lesie, polu lub innym budynku takim jak np. kościół czy kaplica, grobowiec itp. Jeżeli warunki geologiczne były sprzyjające czasem tych tuneli było więcej. Innym dość popularnym wejściem do lochów czy korytarzy służących do ucieczki były zamkowe studnie. Ocembrowane kamieniem miały na pewnej głębokości ukryte wejście, do którego spuszczano się po linie. Korytarze nie były wysokie ani szerokie zazwyczaj wykańczane kamieniem, czasem cegłą bez światła i wentylacji. Były wprawdzie wyjątki gdzie tunel był tak wielki, że jeździło się po nim karetą, ale przypadków takich było bardzo mało.
Swoje tunele lub lochy miały także różne miasta. Wejścia do nich prowadziły z piwnic pod budynkiem. Zazwyczaj piwnice były dwukondygnacyjne i podobnie jak w zamku służyły do przechowywania jedzenia czy magazynowania różnych rzeczy.
Do dzisiaj prawie w każdym większym mieście znajduje się stare podziemne miasto z siecią przecinających się korytarzy, do których w większości dostęp jest utrudniony bądź nie możliwy. Czasem po większych deszczach potrafi się zapaść jezdnia odkrywając zapomniane przejście. Czy zwiedzanie takich miejsc nie byłoby ciekawsze od np. pójścia do kina ?.


 „Idealny” średniowieczny zamek w Polsce.

 „Idealny” średniowieczny zamek w Europie

 Tak mniej więcej wyglądały wszystkie lochy. Te zdjęcie z zamku Krzyżtopór w Ujeździe.

Weźmy sprawy w swoje ręce.

post z 22 października 2010

  W moich rozmowach z różnymi ludźmi o zabytkach a także w wypowiedziach na forach dotyczących historii oraz zabytków prawie wszyscy są zgodni co do tego, że stare budowle należy odnawiać, remontować czy zabezpieczać co jeszcze się da. I wszędzie słyszę słowo „ktoś”. Ktoś powinien to zrobić, ktoś powinien tym zarządzać, ktoś powinien odpowiadać za zniszczenia itd. Ale kto to jest ten tajemniczy „ktoś”? Oczywiście prawie wszyscy są zgodni, że jest to Państwo, powiat czy gmina. I wydaje się, że sprawa jest załatwiona. Znaleziono winnego zaniedbań. Zapomniano o jednej rzeczy. Wszystkie wymienione wyżej instytucje oprócz finansowania remontów zabytków mają jeszcze inne, ważniejsze (wg. nich a także wielu innych ludzi) wydatki. Służba zdrowia, szkolnictwo, remonty dróg itp. Natomiast ochrona zabytków jest na dość dalekim miejscu. Czy jest wobec tego jakieś wyjście? Jest a tym wyjściem jesteśmy MY, którzy tak psioczymy na nieudolność władz. Najlepszym tego przykładem jest powstałe Stowarzyszenie” Ratuj Tenczyn”. Zebrała się grupa ludzi, która swoim działaniem i zaangażowaniem potrafiła zwrócić uwagę na problem (niszczenie zamku) a także znaleźć część funduszy na jego remont (ostatnio wystąpiono z prośbą o dofinansowanie do UE). A więc można tylko trzeba oprócz czekania na działanie urzędników zrobić coś samemu. W tym przypadku działanie jest o tyle łatwiejsze, że dotyczy jednej, konkretnej budowli. Wiadomo co trzeba zrobić i ile to może kosztować. Ja założyłem fundację o nazwie „Fundacja ProMemoria”, której celem ma być pomoc w różnym kształcie (finansowa, reklamowa, z czasem chciałbym też i fizyczną – własna grupa pomagająca w pracach) niszczejącym zabytkom. Jak się łatwo domyślić najtrudniejszą sprawą są finanse. Każdy wcześniej deklarował, że gdyby było coś takiego to on chętnie by się dołożył. Jak „coś takiego” powstało to akurat ma przejściowe kłopoty finansowe i może trochę później. Tak więc obliczyłem, że na tych obietnicach „wirtualnie” odnowiłem kilka zabytków a praktycznie niestety jeszcze mi się nie udało żadnego. Ale nie tracę nadziei i liczę, że w końcu może coś uda mi się uzbierać. Bardzo liczę na licznych „forumowiczów” i „blogerów”, którym nie jest obojętny los zabytków i na ich kontakty i znajomych. Bo na władze to na razie liczyć nie można. Trzeba więc działać tak jak w tym powiedzeniu „kupą mości Panowie (Panie oczywiście też), kupy nikt nie ruszy”.

Czy tylko do rozbiórki?

post z 20 października 2010

Są u nas w kraju zrujnowane czy zaniedbane pałace ale nadające się jeszcze do remontu. Posiadają dachy, ściany czy stolarkę lub w trochę gorszym stanie ale główna bryła budynku jest w całości. Można więc je odremontować i przeznaczyć na różne cele.

Pałac w Liniewie


 Pałac w Piotrowicach

Ale co zrobić ze starymi pałacami, które znajdują się w takim stanie jak te pokazane niżej na zdjęciach? Odremontowanie ich z istniejącego stanu raczej nie wchodzi w rachubę. Zakonserwowanie jako trwałej ruiny również nie jest zbyt opłacalne. Pozostaje więc rozbiórka a tej chcielibyśmy uniknąć. Bądź co bądź jest to zabytek. Jeden starszy inny młodszy ale zabytek przypominający przeszłe czasy. Co więc należy z nimi zrobić? Może czytający tego bloga mają jakieś pomysły? 


 Pałac w Kostrzy


Pałac w Mosunach

Bo czy mają skończyć tak jak ten pokazany na poniższym zdjęciu? Ciekaw jestem Waszego zdania na ten temat.

 Pałac w Dłużycach.

Pałac w Sztynorcie

post z 17 października

 Pałacem, któremu może uda się wygrać z ogarniającą go dewastacją jest budowla w Sztynorcie. Powstała w latach 1554 – 1572 budowla po ponad stu latach popadła w ruinę. Na jej fundamentach w okresie od 1689 – 1691 zbudowano nowy pałac a jego właścicielami była rodzina von Lehndorff. Budowla była dwukondygnacyjna, natomiast pokrywający ją czterospadowy, stromy dach posiadał więźbę trzykondygnacyjną. Wewnątrz znajdowała się wielka sień a w niej dębowe, dwubiegowe schody. Wszędzie były liczne polichromie. drewniane stropy, ozdobne piece i kominki, sztukaterie. Obok pałacu znajdowały się budynki gospodarcze oraz 18-to hektarowy park, w którym znajdowały się dębowe aleje (zachowane do dzisiaj) a także zbudowana w stylu neogotyckim kaplica, pawilon oraz rzeźby.
  W XIX wieku przebudowano nieco pałac a w parku powstały nowe budowle jak herbaciarnia czy w narożnikach parku alkierzowe wieże.
Podczas drugiej wojny światowej w pałacu przebywał od 1941 do 1944 roku minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop a właściciel musiał się zadowolić mieszkaniem w jednym skrzydle.
Po wojnie do 1947 roku w pałacu „urzędowały” wojska radzieckie i znajdował się tam główny magazyn rabowanych i wywożonych do Rosji rzeczy.
W następnych latach zmieniali się właściciele lecz budynek nie był remontowany. W listopadzie 2009 roku został nieodpłatnie przekazany Polsko-Niemieckiej Fundacji Ochrony Zabytków Kultury, która ma go wyremontować a po zakończeniu prac oddać we władanie władz wojewódzkich. Szacowany koszt prac to ok. 30-40 mln euro. Jeżeli plan się powiedzie to zostanie uratowany kolejny zabytek na mazurskiej ziemi. Poniżej zamieszczam kilka zdjęć z chwili obecnej i wcześniejszej. Czy myślicie, że takie zniszczenia nastąpiły bez żadnej ingerencji ze strony ludzi? I jeszcze krótkie wyjaśnienie. Może dla kogoś czytającego moje teksty a nie będącego w temacie będzie się wydawać, że w naszym kraju są tylko same zrujnowane zabytki, z którymi nic się nie robi. Otóż nic bardziej błędnego. Jest u nas sporo zabytkowych budowli jak choćby pałac w Mosznej czy zamek w Międzylesiu a także wiele w całej Polsce, które są odnowione i mają swojego właściciela dbającego o nie. Zazwyczaj mieści się w nich hotel, restauracja, w niektórych muzeum ale generalnie udostępnione są do zwiedzania. Lecz o te budowle ma już kto zadbać, są liczne strony i opisy w internecie, często można o nich przeczytać w prasie, zobaczyć w telewizji i nie muszą (przynajmniej na razie) martwić się o swoją przyszłość. Natomiast te budowle, o których staram się pisać może i mają jakiegoś właściciela lecz ten zupełnie się nimi nie interesuje. Stoją, niszczeją, są rozkradane a przecież czasem nie potrzeba wiele aby móc je uratować. I właśnie na takie zabytki, zapomniane, niszczejące moim zdaniem należy zwracać uwagę i o nich mówić i pisać a może znajdą się ludzie, którzy będą w stanie im pomóc. I stąd na moich stronach więcej tych zabytków zapomnianych i zniszczonych niż pięknych i odremontowanych.